Niewiarygodnie istotna kwestia syropu

Przez cały tydzień Tysia była chora. Nie widziałem jej i tęskniłem. Nie wiem dokładnie, jak się czuła oraz jaka była diagnoza, ponieważ informacje o lekarzach, których odwiedza, są przede mną ukrywane.

W czwartek, około 21:00, Jezabel napisała, że mogę odebrać jutro córkę. Napisała mi nazwy lekarstw, które mam kupić, aby podawać jej przez trzy dni, kiedy będzie ze mną. W domu miałem już część lekarstw, brakowało mi syropu Hederasal i Rhinoargent.

Dzień później, około godz. 17:00, mogłem przyjechać po Tysię. Drzwi się otworzyły, a córka radośnie wybiegła w moje ramiona. Poinformowałem Jezabel, że nie mam syropu i aby mi go udostępniła, a ja jej oddam w niedzielę, kiedy będziemy wracać.

W tym momencie Jezabel wybuchnęła. Zaczęła blokować mi wyjście z klatki, rozłożyła się jak zapora i krzyczała, że muszę mieć syrop, bo inaczej nie wyjdę z córką. Tysia również krzyczała, aby nas puściła, bo chciała jechać ze mną do domu, ale na matce nie robiło to wrażenia. Informowałem Jezabel, że ma obowiązek udostępnić mi te leki, ponieważ przekazuję jej alimenty, a w dodatku zabrała mi opiekę. Ona jednak uważała inaczej.

Miałem do wyboru albo siłą wyjść z bloku, albo wezwać policję. Ona tylko czekała na kolejną możliwość wykorzystania tej sytuacji, więc skorzystałem z drugiej opcji. Funkcjonariusze przyjechali za jakiś czas. Wysłuchali dwóch stron, a potem stwierdzili, że nie mogą nic zrobić i lepiej będzie, jeśli pojadę poszukać syropu.

Zebrałem się i pojechałem szukać syropu na mieście. Kupiłem i wróciłem. Poczekałem jeszcze kolejne 15 minut pod drzwiami, aż Jezabel wyda mi córkę, i już razem wróciliśmy do domu.

Podsumowanie i wnioski:

  • spędziłem prawie 1,5 godziny na klatce z chorą córką, próbując opuścić blok;
  • policja, która przyjechała, nie mogła nic zrobić;
  • ostatecznie i tak musiałem pojechać, aby kupić syropy za kwotę ponad 60 zł;
  • syropy podawałem przez dwa dni, a teraz mogę je już wyrzucić;
  • straciłem łącznie ponad 2 godziny mojego czasu pracy;
  • problemu nikt nie widzi.