Pierwszy tydzień szkoły

Pierwszy tydzień, a dokładniej cztery dni tzw. „nauki”, za nami. Kiedy widzę się z Tysią, wydaje się być zadowolona. Raz miał miejsce incydent, w którym poskarżyła się, że dzieci z klasy się z niej śmiały, ponieważ „pani mierzyła ich wszystkich, a ona jest najmniejsza”. Wytłumaczyłem jej jednak, że małe jest piękne i kiedyś urośnie, i że ja również byłem niski w jej wieku. Przyjęła to i zaakceptowała. Kiedy jednak zostaję z nią sam na sam w domu, mówi, że nie chce chodzić do szkoły. Skarżyła się jeszcze, że na przerwach jest bardzo głośno i jej to przeszkadza. Zgadza się, na przerwach jest armagedon – krzyk dzieci, wszystkie gdzieś biegną, nikt nie pilnuje porządku, istny chaos. Dawno czegoś takiego nie doświadczyłem, nie mógłbym tam pracować.